PREMIERA 28.02.2024

Cykl Lockwood & Spółka pokochałam już od pierwszego tomu, od Krzyczących schodów (link do recenzji - tutaj). Od początku urzekł mnie ciężki i duszny klimat powieści oraz pełne niebezpiecznych duchów londyńskie uliczki, którymi nocami kroczy troje odważnych, niezwykle utalentowanych przyjaciół. Sięgając po kolejne części, jedyne, co czułam, to mocniejsze przywiązanie do ulubionych postaci, a także coraz wyraźniejsze wkręcenie w fabułę. Z niesamowitą radością wkraczałam z Lockwoodem, Lucy i George'em do nawiedzonych domów, na cmentarze albo do... centrum handlowego? Żadnym więc zaskoczeniem nie był fakt, że po czwarty tom złapałam od razu po premierze. :)

W Poławiaczu dusz czytelnik przeskakuje kilka miesięcy do przodu od wydarzeń z Mrocznego sobowtóra (link do recenzji - tutaj). Lucy odłączyła się od agencji Lockwooda i pracuje teraz jako freelancerka. Odzywają się do niej inne firmy, z którymi wspólnie wykonuje kolejne misje. Radzi sobie dobrze, więcej zarabia, stać ją na własne cztery kąty... i z wszystkich sił stara się nie myśleć o przyjaciołach.

Do czasu, oczywiście. Pewnego dnia przed drzwiami mieszkania Lucy pojawia się Lockwood z niebanalną propozycją współpracy. Chodzi o pokonanie sławnego, niebezpiecznego Kanibala z Ealing - ducha, którego bardziej słychać niż widać, stąd umiejętności Lucy stają się w tym przypadku niezbędne. 

Czy dziewczyna zgodzi się na propozycje dawnego przyjaciela? Czy wróci do agencji Lockwood & Spółka? I co z nawiedzoną wioską, którą nocami odwiedzają dosłownie hordy duchów?

Poławiacz dusz to kolejna, wspaniała kontynuacja cyklu. Jest zaskakująco, tajemniczo, mrocznie. Czasami zabawnie, zwłaszcza kiedy bohaterowie wymieniają między sobą wyjątkowe uwagi, a niekiedy smutno. W historię wsiąkłam już od pierwszej strony, tak mocno nie mogłam doczekać się ponownego wejścia w ten magiczny, upiorny świat duchów. Każda zagadka, każde zadanie, którego podejmowała się Lucy oraz załoga Lockwood & Spółka była doskonale wymyślona, logiczna i momentami wywoływała dreszcze niepokoju. 

Największą zaletą powieści byli zdecydowanie wielobarwni bohaterowie. Każdy posiadał inny asortyment cech, dzięki czemu tak dobrze się uzupełniali. Nie tylko podczas walki, ale również podczas wykonywania codziennych obowiązków. Odwaga i brawura Lockwooda, spryt George'a, wybitne, paranormalne umiejętności Lucy oraz lekki pedantyzm Holly - tę unikatową mieszankę doceniła nawet Penelope Fittes, właścicielka najbardziej prestiżowej i najstarszej agencji paranormalnej. Swoją drogą, również niebanalna postać, która sporo namiesza. :)

Po czterech częściach jestem w stanie powiedzieć, że Jonathan Stroud potrafi w zakończenia. W każdym tomie było ono niezwykle dynamiczne oraz pełne zwrotów akcji czy niebezpiecznych momentów. W Poławiaczu dusz ostatnie kilkadziesiąt stron również czytałam z wybałuszonymi oczami i wywalonym na wierzch językiem - a przynajmniej tak to by wyglądało, gdyby uzewnętrznić targające mą wtedy emocje. 

Podsumowując, Poławiacz dusz, jak i poprzednie części, to książka zdecydowanie warta i polecenia, i przeczytania. Historia z elementami grozy wprawi niejednego czytelnika w zaskoczenie, wywoła dreszcze niepokoju oraz z umiejętnościami godnymi Lucy wciągnie w swój paranormalny świat. Genialny duszny klimat londyńskich, nawiedzonych ulic oraz charakterni bohaterowie, gadająca czaszka w słoiku czy tajemnicze sprawy morderstw sprzed lat - jak widać, tutaj nie ma innej opcji niż sięgać i czytać. :)

9/10

Poławiacz dusz
Jonathan Stroud
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2024
Stron: 430


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu



 
PREMIERA 26.03.2024

Wiele jest ludzi na świecie, którzy słysząc pierwsze grzmoty albo widząc pioruny rozjaśniające niebo, bezpiecznie zamykają się w swoich czterech ścianach, włączają muzykę bądź telewizor, by zagłuszyć hałasy z zewnątrz, albo przytulają się do najbliższej osoby w celu poczucia choćby namiastki bezpieczeństwa. Boją się nieprzyjemnych dźwięków, przeraża ich widok czystej energii nad głowami. A ja zupełnie się im nie dziwię, zwłaszcza jeśli burza choć w minimalnym stopniu przypomina Burzę...

Sunya Mara to amerykańska pisarka, która postawiła na sprawdzoną metodę pisania fantasy. Postanowiła odrobinę przeinaczyć znane już wszystkim zjawisko, dodać do tego potwory oraz pozwolić magii działać, co ostatecznie stworzyło niesamowicie wciągającą, wielowątkową opowieść, od jakiej nie da rady się oderwać. Burza to książka, którą bez dwóch zdań polecę każdemu fanowi fantastyki, a także osobie, która dopiero rozpoczyna przygodę z tym pięknym, acz wymagającym gatunkiem. Historia magicznie zaczarowuje, wręcz wsysa czytelnika w swoje momentami zawiłe, chwilami zabawne, często wzruszające i zdecydowanie bezlitosne łapska. 

W Burzy do głosu dochodzi młoda Vesper - dziewczyna mieszka z ojcem w piątym kręgu, w przytułku Ammy dla Przeklętych, czyli dla osób dotkniętych Burzą. Osoby te w jakiś sposób miały dosłowny kontakt z niebezpiecznym zjawiskiem pogodowym, nawiedzającym nocą świat od dawien dawna. Burza to monstrualne zjawisko, które pożera na swojej drodze niemal wszystko i które niesie w sobie potwory oraz dziwną, zaklętą mgłę. Nikt, kto wszedł do środka Burzy, nigdy z niej nie wyszedł... 

W wyniku zbiegu okoliczności Vesper poznaje Dalcę, syna Regii, czyli aktualnie panującej władczyni i jedynej osoby posiadającej moc potrafiącą powstrzymać Burzę. Dalca należy do Wardana - strażników chroniących miasto za pomocą ikonomancji. Spotkanie to przybiera dziwny charakter, zwłaszcza kiedy po kilku dniach ojciec Vesper zostaje aresztowany i zamknięty w więzieniu jako były rebeliant. 

A Vesper zrobi wszystko, by uwolnić ojca. Nawet przeobrazi się w zupełnie inną osobę, wkradnie w łaski Dalci i pozna tajniki pilnie strzeżonej wiedzy o ikonomancji. A przy tym postanowi wejść w Burzę?

Burza to bez dwóch zdań wyśmienita fantastyka. Autorka wykreowała zawiły, magiczny i bardzo logiczny świat, stworzyła bohaterów z krwi i kości, a na dodatek opisała ich historię w zjawiskowy sposób, który porwał mnie bez reszty. Już od pierwszego rozdziału wiedziałam, że książka okaże się wspaniałym sposobem na oderwanie od burej rzeczywistości.  

Na wspomnienie zasługuje świetna kreacja Vesper: jej mocny charakter, motywy nią kierujące, a także powoli budująca się relacja między nią a Dalcą. Wraz z kolejnymi wydarzeniami decyzje podejmowane przez główną bohaterkę miały sens, a co za tym idzie - ani trochę nie raziły. Wydawały się przemyślane albo wręcz spontaniczne, jednak ów spontaniczność znajdowała logiczne wyjaśnienie. Nic nie było naciągane czy tworzone na siłę. Autorka idealnie weszła w głowę Vesper, co od razu widać.

Bardzo podobał mi się wątek ikonomancji, czyli tworzenia ikon pozwalających choć przez chwilę poczuć złudne bezpieczeństwo przed Burzą oraz jej bestiami. W historii pojawił się też motyw rebeliancki, który osobiście uwielbiam, szczególnie jeśli jest on dobrze poprowadzony. 

W kilku słowach podsumowania, bo trochę się rozpisałam, uważam, że Burza to naprawdę wspaniały kawał historii. Od książki ciężko się oderwać, ponieważ jej fabuła, bohaterowie oraz wykreowany, magiczny świat w pewnym momencie wręcz spajają się z rzeczywistością. Czytelnik w jednej chwili czyta na fotelu, by w kolejnej wpaść w wir niebezpiecznych sytuacji, mrocznych tajemnic, starć bogów oraz niespodziewanych przewrotów. Dawno żadna opowieść aż tak mnie nie porwała i nie zauroczyła. Z niecierpliwością czekam na kontynuację i mam nadzieję, że dacie się namówić i że sięgnięcie po Burzę! :)

10/10

Burza
Sunya Mara
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2024
Stron: 448

→ tom 2

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 15.02.2024

Colorado Kid to książka Stephena Kinga, która po raz pierwszy została wydana w 2005 roku, a w Polsce w 2006. Po ponad 18 latach fani autora otrzymali odświeżone wznowienie historii przenoszącej na wyspę Moose-Lookit w stanie Maine, gdzie na jednej z plaż wiele, wiele lat temu znaleziono zwłoki mężczyzny oznaczonego pierwotnie jako NN. W trakcie śledztwa udało ustalić się, że pochodzi on z Kolorado, stąd przewrotna nazwa trupa: Colorado Kid. 

Fabularnie czytelnicy poznają dwoje starszych, wyjątkowych dziennikarzy prowadzących wyspową gazetę oraz ich najmłodszy narybek: młodą stażystkę, Stephanie. Na stronach kartek mężczyźni snują leniwą, ale jakże intrygującą opowieść o śledztwie sprzed lat. O zaniedbaniach, o zbiegach okoliczności i o niewyjaśnionych i zakrawających o niemożliwe postępowaniach zamordowanego przed śmiercią. A im dalej posuwają się we wspomnieniach, tym cała tajemnica Colorado Kida staje się bardziej... tajemnicza.

Co tak naprawdę stało się wiele lat temu? Kim był NN? Kto go zamordował i dlaczego?

Colorado Kid to krótka - licząca zaledwie sto pięćdziesiąt stron - i treściwa książka. Historia jest dość inna od tych zwykle wychodzących spod pióra Stephena Kinga, co nie znaczy, że gorsza. Pełno w niej niedopowiedzeń, czytelnik prawie co stronę stawia kolejne pytania, na które zdaje się brakuje odpowiedzi, a jednak mocno wciąga. 

Nowe wydanie posiada dość sporej wielkości czcionkę, a i akapity nie są ściśnięte, przez co przez książkę dosłownie się płynie. Mi starczyły dwa dni spokojnego snucia się przez historię, by dotrzeć do końca, ale wydaje mi się całkowicie możliwym zakończyć czytanie po jednym dniu. Choć nie oczekujcie cudu, ponieważ mnie akurat końcówka mocno zawiodła.

W Colorado Kidzie pojawia się wiele intrygujących motywów. Elementy kryminalistyczne zgrabnie nachodzą i łączą się z tymi psychologicznymi. Bohaterowie ze strony na stronę coraz lepiej próbują wgłębić się w myśli zamordowanego, próbują zrozumieć jego poczynania, a także motywy zbrodni oraz ustalić dokładny przebieg ostatnich dni jego życia. Buduje to dość specyficzny, owiany niewiadomą klimat powieści. 

Czy książka jest warta przeczytania? Moim zdaniem tak, chociaż z jej lektury bardziej ucieszą się fani autora niż osoby, które po raz pierwszy zamierzają zetknąć się z twórczością Stephena Kinga. Colorado Kid to interesująca opowieść, leniwie snuta przez starszych mieszkańców wyspy. Historia żyje swoim własnym życiem, łączy w sobie zagadkę i śmierć, co idealnie nadaje się do pobudzenia wyobraźni. Mi się podobało, choć oczekiwałam więcej.

6,5/10

Colorado Kid
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2024
Stron: 150

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu




PREMIERA 21.02.2024

Po zaskakujących i brutalnych wydarzeniach z tomu pierwszego, Alex Aster zabiera czytelnika na jeszcze większy, jeszcze szybszy rollercoaster. W Nightbane fabuła niemal gna na łeb na szyję, momentami w ogóle nie pozwalając odetchnąć i nagminnie rzucając Isli Crow, głównej bohaterce, kłody pod nogi. W kontynuacji Lightlarku miłość przeplata się z nienawiścią, moc rośnie, a mrzonki o nadchodzącej wojnie okazują się prawdą...

Isla jest dzielna. Odkąd poznała prawdziwe oblicze Grima, władcy Mrocznych, a także fakt, że została perfidnie oszukana i zdradzona przez najbliższych, nie potrafi się do końca pozbierać. A jednak codziennie wstaje z podniesioną głową, by choć w minimalnym stopniu ogarnąć powstały wskutek złamania klątw chaos. Nigdy nie czuła się dobrze w skórze władczyni, a teraz poza Dzikimi musi także sprawować pieczę nad garstką Gwiezdnych, co okazuje się niezwykle trudnym zadaniem. Do tego dochodzi praca nad kontrolowaniem nowo poznanych mocy oraz ciężkie próby przywrócenia sobie wymazanej pamięci.

Na szczęście towarzyszy jej Oro, król Lightlarku, którego dobre uczynki, oddanie i przyjaźń są niczym miód na jej skołatane serce. Jest on ogromną podporą Isli, zwłaszcza w chwilach zwątpienia czy bezradności.

Czy dziewczynie uda się odzyskać pamięć? Jak skończy się wojna z Mrocznymi? Czy Isla odnajdzie się w roli dobrej władczyni dwóch królestw? A co z buntownikami pragnącymi obalić monarchię?

Nightbane to bardzo dobra kontynuacja, a jednak nieidealna. Historia mocno wciąga w swój namiętny, magiczny i mroczny świat, a jednak po przeczytaniu połowy książki czułam się kompletnie wyczerpana. Fabuła tak pędziła, że ledwo nadążałam z ogarnianiem mających tam miejsce wydarzeń. Czasami w rozdziale, który zajmował parę stron, zdarzyło się więcej niż w pięciu rozdziałach innej książki. Trochę brakowało mi fragmentów spokojnych, odprężających i takich, by się bardziej wczuć. A przynajmniej takie odczucia trafiły mnie z początku, bo końcówka dosłownie mnie sponiewierała, więc nie mam absolutnie na co w niej narzekać. W drugiej połowie zdarzały się chwile, gdy bezwiednie otwierałam buzie w szoku albo wydawałam z siebie bliżej nieokreślone dźwięki typu: "o, aww, cooo?" i wiele, wiele innych. :)

Alex Aster bez dwóch zdań potrafi budować napięcie i zdecydowanie po mistrzowsku umie bawić się emocjami (nie tylko bohaterów, ale również czytelników). Punkty zwrotne w fabule to chleb powszedni, a są na tyle dobrze wplecione w fabułę, że się ich nie spodziewa. 

W Lightlarku największy problem miałam z kreacją Isli Crown, osoby jawiącej się ponad miarę. W tej części autorka również nie zrezygnowała z takiego zabiegu, dając dziewczynie większą władzę, niemal niepokonane moce i umiejętności, a także sprawiając, że dla świata Isla jaśniała niczym słońce - tak mocno była potrzebna wszystkim ludziom. 

Nightbane to magiczna opowieść, którą - mimo kilku wad - polecę bez wahania. Dynamiczna historia, niebanalni bohaterowie oraz motyw przeklętych królestw z pewnością znajdą wielu zwolenników. Podobnie jak stworzony przez Alex Aster wyjątkowy, namiętny trójkąt miłosny między Dziką, Słonecznym a Mrocznym. Ogromnie podobał mi się również wątek utraty pamięci przez Islę i trudne próby towarzyszące jej odzyskaniu - wspomnienia nawiedzające bohaterkę były napisane niemal idealnie i znajdował się w nich Grim! :) 

W ogólnym podsumowaniu: świetne romantasy, od którego ciężko się oderwać i którego zakończenie sprawi, że jedyne, o czym będziecie marzyć, to trzeci tom. U mnie to właśnie ono podbija ocenę w górę! 

8/10

Nightbane
Alex Aster
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2024
Stron: 480

Lightlark ↔ 3 tom

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu